Minął już miesiąc odkąd mamy już z nami nie ma. Ciężko nam jest. Pomagam im jak mogę. Nie umiem się zmotywować, większość robi Maya z Tosią. Jak mnie poproszą to zajmę się porządkami albo pomogę Max'owi. C.W. Londyn. 27.09.13r.
Zamknęła zeszyt. Pomyślała troszkę nad tym co napisała. Wszystko się zgadzało. Schowała pamiętnik do szafki. ,,7AM czas zbierać się do szkoły.'' - pomyślała Carly.
Wstała i leniwym krokiem wzięła naszykowaną wczoraj TORBE. Zeszła na dół, zobaczyła krzątającą się Maye.
- Hej! Pomóc Ci w czymś? - za proponowała Carly.
- Możesz zrobić kanapki dla Max'a, Victor'a i Jo. - od powiedziała jej Maya.
Carly nic nie powiedziała tylko zaczęła je robić. Maya była trochę zdziwiona zachowaniem siostry. Dalej nie przestawała robić śniadania. Zaraz przyszli inni mieszkańcy domu. Następna obudziła się Tośka, zasiadła przy stole. Maya podała jej talerz z mlekiem i jej ulubione płatki śniadaniowe. Victor obudził się i w piżamie zeszedł na dół. Maya zapytała podając mu talerz:
- Czemu się nie ubrałeś? Zamierzasz iść do szkoły w piżamie?
- Tak! Mamy w klasie piżama party! - wykrzyknął chłopiec.
Wszyscy wybuchli śmiechem.
- Co tu tak wesoło? - zapytał Max wchodząc do kuchni.
- A co? Mamy trwać w grobowej ciszy? - chciała zażartować Maya. Wszyscy zasmucili się. Nadal pamiętają dwa najważniejsze pogrzeby w ich życiu. Mają przed oczami martwe ciała rodziców. Nie mogą zapomnieć wypadku samochodowego ojca i nie wyjaśnionej śmierci matki. Nie pytają losu dlaczego zabrał im rodziców. Godzą się ze smutną katastrofą.
- Dobra. Czas iść do szkoły. - pierwszy otrząsnął się Max. Zasiadł za stołem a Maya podała mu talerz i nalała mleka. W tym czasie przyszła zaspana Joanna. Tosia zaprowadziła Victor'a do pokoju i razem wybrali ubrania do szkoły. Mały poszedł do łazienki się przebrać. Tosia zeszła do kuchni. Zdziwiona, że nie ma młodszej siostry zapytała:
- Gdzie Jo?
- Poszła do szkoły. Mówiła, że zje lunch. - od powiedziała jej Carly.
Maya popatrzyła na zegarek wiszący na ścianie.
- Już do szkoły! Bo się spóźnicie . - poganiała.
Tosia, Max i Victor złapali za plecaki i od powiedzieli chórkiem:
- Paaa
,,No i poszli'' - pomyślała Maya. Jej samotność nie trwała długo. Usłyszała skrzeczący płacz małego Kevin'a. Szybko pobiegła do pokoiku, wzięła małego na ręce. Sprawdziła pieluszkę i przewinęła go. Utuliła i położyła do łóżeczka W koszyku z zabawkami wyciągnęła grzechotkę i podała mu. Kevin bawił się zabawką a Maya nadzorowała go, czy nie robi sobie krzywdy. Musi zmyć naczynia, ale nie może opuścić Kevin'a. Lubi dzieci, lubi patrzeć jak się bawi. Jak się rozwija.
- Kevin. Zaraz przyjdę. Dam Ci jeść. - powiedziała patrząc na niego. Maya poszła zrobić małemu mleko i później nakarmić go nim.
|w tym czasie u Jo|
- To co Jo idziesz czy nie?! - spytała koleżanka
- No jasne. - odpowiedziałam.
Lauren prowadziła do opuszczonego domu niedaleko szkoły. Tam miała się odbyć impreza. W toalecie przebrałam się w inne ciuchy. Był tam mini bar w którym zamówiłam drinka. Niby nie mam 18 lat ale matka tego nie widzi. Za chwile zobaczyła mnie Lauren i podeszła z jakimś skrętem.
- No i jak mała? Spróbujesz nowej ''dostawy''? - spytała chwiejąc się.
- Ale czy to bezpieczne? - byłam nieprzekonana do narkotyków.
- Chyba, że spróbujesz tego...? - wręczyła mi strzykawkę.
- Ok. Daj mi to. - sięgłam po nią i wstrzykłam całą zawartość. Kręciło mi się w głowie. Pamiętam że wypiłam dużo drinków, balowałam z obcymi facetami. Byłam tam aż do skończenia imprezy, czyli 8PM. Chociaż tego to ja nie jestem pewna...
_______________________________________________________
No hej trochę z opóźnienie. Ale jest mega wielki rozdział. Pa. Do zobaczenia. Szykuje wam niespodziankę w drugim rozdziale. :P
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz